Quantcast
Channel: Urban State of Mind
Viewing all 164 articles
Browse latest View live

W roli głównej...

$
0
0
... YSL Vernis A Levres, odcień 4.








Lakier do ust YSL (czyli głównego bohatera tego posta) znalazłam w paczce od Joasi z Piękności Dnia... jest jednym z wielu fantastycznych kosmetyków, które mi podarowała. Asia - jeszcze raz, wielkie dzięki!




Revlon Parfumerie, Autumn Spice...

$
0
0
... czyli lakier z najnowszej kolekcji (pachnących!) lakierów do paznokci Revlon.


Jakiś czas temu firma Revlon miała już w swoim asortymencie pachnące lakiery, jednak nie miałam okazji żadnego spróbować. Tym samym nie jestem w stanie stwierdzić, czy to dokładnie ta sama formuła w innym opakowaniu, ale... kij z formułą, czyż nowe buteleczki nie wyglądają obłędnie?! Ja absolutnie nie potrafiłam przejść koło nich obojętnie! W rezultacie (jak już pokazywałam Wam na Instagramie) nabyłam aż trzy sztuki - Autums Spice jest jedną z nich.




Początkowo nie byłam przekonana, czy odcień Autumn Spice będzie mi pasował. Moją główną obawą było, że zrobi mi z paznokci dyskotekę ala OPI Warm & Fozzie (a ostatnio lubuję w nieco spokojniejszych i mroczniejszych klimatacg) - niepotrzebnie! To dwie zupełnie inne bajki. Podczas aplikacji odetchnęłam z ulgą :)


 Autumn Spice to kolor przypominający mi jesienne, podgniłe liście w blasku słońca. Ma w sobie odrobinę rudości i maleńkie drobinki, które dają o sobie znać w odpowiednim świetle. Jest piękny! Nie mam w swojej kolekcji nic podobnego.


Aplikacja przebiegała idealnie. Jedna warstwa zapewnia pełne krycie! Trwałość też wydaje się być całkiem przyzwoita - mam go na paznokciach od 3 dni i jedyne, co zauważam, to lekko pościerane końcówki.



Co do zapachu - tu mnie nieco rozczarował. Myślałam, że już po otwarciu buteleczki wypłynie z niego piękna woń, która umili mi proces aplikacji... Niestety, nic z tego. Lakier zaczyna pachnąć dopiero po wyschnięciu, a żeby w ogóle cokolwiek poczuć, trzeba włożyć sobie palce pod nos ;) Choć z drugiej strony to chyba lepiej, niż gdyby "jechał" na kilometr... Tak czy siak - Autumn Spice rzeczywiście pachnie jesiennymi przyprawami, czyli dynią, muszkatem i odrobiną wanilii...


Jestem z zakupu bardzo zadowolona. Udało mi się go (je) dorwać na promocji w CVS, z rezultacie której zapłaciłam jedynie $2.99 za sztukę. Ich regularna cena to $5.99.



Revlon Parfumerie nie są limitowanką i wchodzą na stałe do asortymentu kosmetyków Revlon.

A co Wy sądzicie na temat pachnących lakierów do paznokci? Coś mi świta, że w Polsce takowe produkuje bodajże Wibo (poprawcie, jeśli się mylę!)? Lubicie? Czy wręcz przciwnie? Dajcie znać!






Recenzja: YSL Youth Liberator Serum Foundation...

$
0
0
... czyli parę słów o najnowszym podkładzie marki Yves Saint Laurent, którego skład wzbogacony jest o serum Forever Youth Liberator. Według obietnic producenta, jest to kosmetyk nawilżający, o właściwościach przeciwzmarszczkowych i ujędrniających, zapewniający krycie średnie do pełnego.


Kupując ten podkład liczyłam przede wszystkim na nawilżenie. Moja tłusta cera w okresie jesiennym robi się bardzo wymagająca i utrzymanie jej w ryzach to nie lada wyzwanie! Oczywiście jestem świadoma faktu, że podkład (nawet taki z "serum" w nazwie i - podobno - składzie) nie zastąpi mi porządnego kremu, ale pomyślałam, że mógłby go świetnie wspomóc.  Co z tego wyszło?


Podkład YSL Youth Liberator Serum Foundation zamknięty jest w bardzo ładnym, szklanym flakoniku z pompką.


W USA dostępny jest w 10 różnych odcieniach. Ja zdecydowałam się na drugi pod względem jasności BR20.


Na samym wstępie pragnę wspomnieć, że moje oczekiwania związane z tym mazidłem nie były nawet w połowie tak  górnolotne wygórowane jak jego cena (ponad $70 - szaleństwo). Nie spodziewałam się, że przemieni mnie w Kate Moss, a jedynie, że nawilży i odżywi moją cerę,  wyrównując przy tym nieco jej koloryt. Jako, że już z natury jest tłusta, nie powinno to stanowić dla niego aż tak wielkiego wyzwania, prawda? Hmm...

Urban na golasa. Na buzi obecny jest jedynie krem kojący z linii Pharmaceris T.

Swatch. Wybrałam odcień BR20.

Jedna warstwa podkładu YSL Youth Liberator Serum i nic więcej.
Powiem krótko - szału nie ma. Podobnie jak obiecywanego przez producenta 24h nawilżenia (btw. zdarzyło Wam się kiedykolwiek śmigać w podkładzie przez 24h?!). Youth Liberator Serum Foundation dobrze wyrównuje koloryt cery, jednak w moim przypadku notorycznie akcentuje wszystkie niedoskonałości jej tekstury (np. suche skórki, które sam "wynajduje"/tworzy). ALE... widziałam go w akcji na innych twarzach i wiem, że potrafi wyglądać obłędnie. Szkoda, że nie na mnie...
Trwałość ma przyzwoitą, w ciągu dnia nie dzieje się z nim nic niepokojącego. Nie zmienia to jednak faktu, że za taką cenę spodziewałam się znacznie więcej.

Tym samym - tradycyjnie - przed zakupem polecam zaopatrzenie się w próbkę. Ja jestem nim rozczarowana, ale to wcale nie znaczy, że i dla Was okaże się porażką.

***

Jeśli miałyście do czynienia z YSL Youth Liberator Serum Foundation, koniecznie dajcie znać, co sądzicie! Wasze komentarze i opinie są bardzo wartościowe - zarówno dla mnie, jak i dla innych czytelniczek bloga. Z góry dziękuję Wam za udział w dyskusji!


Trzy lata, trzy tysiące, trzy miliony...

$
0
0
ZAMKNIĘTE

... a nawet trzy i pół... Niby liczby nie mają znaczenia, ale jednak są dowodem - czarno na białym - że ktoś tu zagląda... że Wy tu zaglądacie!  O tym jaka jestem wzruszona i wdzięczna pisałam już w poście urodzinowym. Były słowa - czas na czyny! Będąc w sobotę w salonie firmowym MAC kupiłam dla Was prezent... Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.





1. Być publicznym obserwatorem bloga. ---> 1 los

2. Napisać i zamieścić link do tego rozdania u siebie na blogu, youtube, twitterze lub facebooku. Notki na kontach "rozdaniowych", stworzonych tylko i wyłącznie do brania udziału w tego typu konkursach, nie będą brane pod uwagę. Dotyczy to zarówno blogów, jak i facebooków i innych twitterów. ---> + 2 losy

3. Pozostawić po sobie ślad w komentarzu z następującym info:

Obserwuję jako:
Link do notki o rozdaniu:
Wybieram:

WAŻNE: w przypadku linków, proszę o podawanie PEŁNYCH i BEZPOŚREDNICH linków do notek, nie do stron głównych typu: "blabla.blogspot.com" czy "mój profil na Facebooku pod nazwą XYZ".

4. Trzymać kciuki ;)


Do wygrania są dwa zestawy kosmetyków firmy MAC z najnowszej kolekcji świątecznej:




1. Zestaw do oczu, Stroke of Midnight Eye Bag: Nude
2. Zestaw do ust, Stroke of Midnight Lip Bag: Nude

Sami wybieracie, który wolicie. Będzie dwóch zwycięzców, każdy z nich otrzyma jeden, wybrany przez siebie zestaw + kilka niespodzianek specjalnych... :)



1. Organizatorem rozdania i fundatorem nagród jestem ja we własnej osobie.
2. Rozdanie trwa od środy, 13 listopada do środy, 27 listopada 2013do północy (czasu mojego - dla Was jest to czwartek, 28 listopada o 9 rano ;).
3. Rozdanie otwarte jest na cały świat.
4. Zwycięzcy zostaną wylosowani.
5. Wyniki ogłoszę na blogu usom-blog.com na początku grudnia.



Wszystkie osoby, które parę dni temu złożyły mi życzenia w 3-letnim poście urodzinowym i postanowią wziąć udział w rozdaniu, z automatu otrzymują + 1 los. Dotyczy to następujących nicków:

patrycja sprada
Aswertyna
Strange Cake
Dorothy
Gohs
bagietk
Aleksandra
Agata Herbut
Paulina C
Dimipedia
Aga Sz
idalia
Fashionistka
Marta Kaszyńska
xkeylimex
almondcake
Hikki
Daisy K
agneSIC
Alyx
Madzialena
CatKRM
K.
Tanyia
nikki
Marti
jajego83
Karo
maus
FF
Kasia K
Me Lady
AgiBoutique
Justyna B
monica
baletnica_natasza
Aneta Starosta
Moskievsky
Obsession
Anna S
Tamit24
Katalina
Alina N.
kasiazuzia1
BogusiaM
mamibecia
Atqa Beauty
madziula
Qoopka
karminowe.usta
sabbatha
xbebe18
lovestrawberry
unitedgirl
Niezniszczalna
Kasia M
niemilcząca
Gosha
JuicyBeige
Ampicylina
girasol inha
Natasza Miszczuk
Ania
Karina
Marie
little sunshine.
wildberry
tylko-silje

Dopiszcie proszę w Waszych komentarzach zgłoszeniowych hasło "życzenia" - w ten sposób będzie mi łatwiej to wszystko ogarnąć.

***

Jeszcze raz wszystkim dziękuję i życzę powodzenia!
Muak!!!

Revlon Parfumerie, Italian Leather...

$
0
0
... czyli kolejny pachnący lakier firmy Revlon. Wszystkie podstawowe informacje o tej serii, podobnie jak swatche odcienia Autumn Spice, znajdziecie tutaj.


Italian Leather to dla mnie świetny "dup"Essie Armed and Ready... możliwe, że nawet od niego ładniejszy!




Odcień Italian Leather opisałabym jako khaki wzbogacone o złoty pył, który "ujawnia się" tylko w odpowiednim świetle...



Formuła lakieru jest bardzo dobra. Pełne krycie uzyskamy nakładając dwie warstwy, choć i jedna gruba naprawdę daje radę!




Italian Leather pachnie wanilią w bardzo delikatnym i przyjemnym wydaniu. Podobnie jak w przypadku Autumn Spice, zapach ten jest wyczuwalny jedynie, gdy przybliżymy dłoń/paznokcie do nosa...




W zasadzie wszystko byłoby super, gdyby nie jego trwałość - a dokładnie jej brak. Paznokcie malowałam wczoraj popołudniu, a dzisiaj rano moim oczom ukazały się już starte końcówki :/  W porównaniu do Autumn Spice to naprawdę kiepski wynik. Szkoda.


Zestawy Antycellulitowe Lirene wędrują do...

$
0
0
... trzech osób, które najbardziej zaskoczyły, rozbawiły i wzruszyły swoimi odpowiedziami komisję konkursową.



Bez zbędnych i przydługawych wstępów są to:

























... za humor...


... za emocjonalny przekaz...

... za kreatywność formy...

Dziewczyny - gratulacje!

Zwyciężczynie poproszę o kontakt mailowy na adres: urban.warrior.nyc@gmail.com.

Dziękuję wszystkim uczestniczkom za udział w konkursie i korzystając z okazji przypominam o rozdaniu urodzinowym, w którym możecie wygrać 2 zestawy kosmetyków firmy MAC!


Revlon Parfumerie, China Flower...

$
0
0
... i stało się. Znalazłam pachnący lakier z serii Parfumerie, który śmierdzi tak okrutnie, że ledwo jestem w stanie z nim wytrzymać.


 A najgorsze w tym wszystkim jest to, że odcień naprawdę zachwyca... I to znacznie bardziej niż Autumn Spice czy Italian Leather...


China Flower to przecudowna, bardzo dojrzała jarzębina z domieszką maliny.



Kolor ten wręcz krzyczy na paznokciach... jest niesamowicie seksowny.



Niestety na cudownym kolorze się kończy. Tak jak wspomniałam we wstępie, smród tego lakieru jest nie do wytrzymania. Przypomina mi tanią, kwiatową wodę kolońską dla mężczyzn. I co najgorsze, naprawdę konkretnie go czuć, nawet bez zbytniego przybliżania dłoń do nosa.

Kolejny problem - trwałość. Jak Autumn Spice był pod tym względem rewelacyjny, tak Italian Leather i China Flower to jakieś nieporozumienie. Paznokcie malowałam wczoraj około 21. Dziś obudziłam się w startych końcówkach na kciuku i odprysku na palcu środkowym - toć to skandal!



Co tu dużo gadać - jestem China Flower bardzo rozczarowana.


Mój ulubiony peeling do twarzy...

$
0
0
... to produkt polskiej produkcji, przed kupnem którego opierałam się ładnych parę lat. Jestem bowiem jednym z tych stworzeń, które *niesamowicie* sceptycznie podchodzą do wszystkiego, co jest powszechnie lubiane i polecane. Dotyczy to praktycznie wszystkich dziedzin życia - z kosmetyczną na czele. Jednak podczas mojego czerwcowego pobytu w Polsce postanowiłam się "przemóc" i dać mu szansę... a teraz pluję sobie w brodę, że nie zrobiłam tego wcześniej!


Poznajcie Dax Yoskine Mikrodermabrazja Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy za sproszkowanym szafirem, duo-kwasem hialuronowym i Sebumatrix (ufff, co za nazwa ;).


"Idealny do mikrodermabrazji skóry. Wygładza skórę poprzez powierzniowe ścieranie martwych komórek naskórka". Według producenta peeling przeznaczony jest do cery normalnej i mieszanej. Zaleca się stosować go raz w tygodniu.


Jak już pewnie wiecie, cerę mam tłustą i sięgam po niego 3-4 razy w tygodniu bez absolutnie żadnych widocznych szkód. Ba, *uwielbiam* to, co robi z moją skórą. Aż chciałoby się śpiewać "z kamienia na aksamit"...


Produkt ma konsystencję gęstawego kremu. Wypełniony jest mikrodrobinkami (zdefiniowanymi przez producenta jako sproszkowany szafir), które są odpowiedzialne za ścieranie naskórka. Co ciekawe, sam proces złuszczania jest przyjemny - za pierwszym razem byłam wręcz zaskoczona jak bardzo! Spodziewałam się typowego drapaka, a zastałam istny delikates.


Skóra po rundce z szafirowym peelingiem Yoskine jest niesamowicie gładka w dotyku. Różnica przed i po jest widoczna i wyczuwalna w trybie natychmiastowym. Skład cudownością może nie grzeszy (znajdziemy w nim m.in. parafinę, alkohol i parabeny), ale szczerze mówiąc przy tak fantastycznych rezultatach nie ma to dla mnie większego znaczenia (jestem bardzo umiarkowanym składofilem ;).


Jedynym prawdziwym minusem tego peelingu jest moim zdaniem cena. Muszę przyznać, że stojąc w kolejce do kasy mocno zastanawiałam się, czy aby na pewno chcę przeznaczyć prawie 50zł na zdzierak do twarzy... Ostatecznie postanowiłam zaryzykować i nie żałuję. To zdecydowanie jedno z moich najfajniejszych tegorocznych odkryć pielęgnacyjnych :) Gorąco polecam!

A Wy, miałyście już styczność z Mikrodermabrazją Yoskine? Koniecznie dajcie znać, jak sprawdził się na Waszych skórach!




Urban Style: 2...

$
0
0
... post dedykowany Oli - z przeprosinami, że tyle musiała na niego czekać.


Buty. Wiele kobiet ma na ich punkcie obsesję. Ja mam ją również, ale objawia się ona kompletnie inaczej niż w 99% przypadków. W mojej szafie znajdziecie obuwie na każdą okazję - od szpilek poprzez UGG'i, po japonki. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy mam wybór (czyli mniej więcej przez 360 dni w roku), bez względu na temperaturę i opady, sięgam po jedną z dwóch par - albo Tomasy (Tommy Hilfigher *klik*), albo Frye...



Butami marki Frye zaraziłam się od mojego męża dobre 4 lata temu. Firma ta istnieje na rynku amerykańskim od 1863 roku i produkuje obuwie zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Chociaż w swojej ofercie ma całą masę modeli + edycje limitowane, to bez wątpienia jej sztandarem są Harness Boots (dostępne w 3 długościach, z różnymi "udziwnieniami").

Harness na pewno nie są dla wszystkich, a wręcz podejrzewam, że większą część z Was odrzucą swoim wyglądem ;) Są ciężkie, masywne i bezlitosne dla sylwetki. Jednocześnie bardzo trwałe, wygodne i rock'n'rollowe. To legenda sama w sobie, a w odpowiednich kręgach produkt niemalże kultowy. Ja posiadam model 12R w odcieniu Chocolate, wykonane z tzw. vintage leather. Przechodziłam w nich pół świata i co tu dużo gadać - kocham.



Początki w Harnessach są na ogół trudne - nakładając je po raz pierwszy mamy wrażenie, że włożyliśmy stopę w drewno. Trzeba jednak pamiętać, że po paru dniach intensywnego chodzenia, buty zaczynają się do nas dopasowywać, zmieniając w najwygodniejsze pod słońcem. I pozostają takimi przez lata. Są jak wino - im starsze, tym lepsze.


Kupno Frye Harness to spory wydatek. W zależności od modelu, musimy się liczyć z ubytkiem co najmniej $300. Jest to jednak inwestycja na długie lata, a jakość wykonania tych butów zdecydowanie usprawiedliwia ich wysoką cenę. Co więcej - ebay aż roi się od używanych Frye'ów, a ich ceny rzadko schodzą poniżej $100.



Jeśli macie chrapkę na buty marki Frye, warto pamiętać, że (niestety) pod względem jakości model jest modelowi nierówny. Miałam okazję przekonać się o tym na Jenny Double, które po niecałym roku chodzenia i regularnego łatania, w pewnym momencie były już nie do uratowania. Nowojorskie kostki i chodniki okazały się dla nich śmiertelne... notabene Harnessów nawet nie "podrapały". 

Frye Harness to buty, obok których ciężko jest przejść obojętnie. Albo się je kocha, albo nienawidzi. Ja nie wyborażam sobie bez nich życia. Kocham.





Tydzień w dzień: 2...

$
0
0
... czyli migawki z minionego tygodnia. Był on intensywny i zleciał niesamowicie szybko... sama już nie wiem, czy to dobrze, czy źle?




W Las Vegas wciąż lato... Średnia temperatura w ciągu dnia wynosi ok. 22-23! W połowie listopada! I choć parę z Was pewnie popuka się teraz w czoło - mam już tej pogody naprawdę serdecznie dość. Tęsknię za porami roku, za chmurami na niebie, za deszczem... Kompletnie tutaj nie pasuję, pod względem meteorologicznym również. Ale nie o tym miałam! Zdjęcie to przedstawia pasek, który parę miesięcy temu zamówiłam w ciemno z BCBG online i który okazał się na mnie za mały... not anymore!!! :D #kocham #paleo





Na outfitowym zdjęciu, xbebe18 zaintrygował nie mój paskowy sukces, a karton, który wypatrzyła w rogu... (WTF ja się pytam?! :D). To się nazywa spostrzegawczość! Karton ten był dla mnie kompletną niespodzianką - znalazłam w nim głównie kosmetyki marki Flower Beauty, których twarzą jest Drew Barrymore. Testy rozpoczęłam oczywiście od podkładu ;) Szczegóły wkrótce.




W tym tygodniu nauczyłam się jednej bardzo ważnej rzeczy - płyn do zmywania naczyń to nie jest to samo co "kapsułki" do zmywarki i nie wolno stosować ich zamiennie. Powyższe zdjęcie ukazuje praktycznie 1/10 bałaganu, który udało mi się zrobić. Jak to określiła jedna z Was na Insta - piana party! Oh well...






Po długich oczekiwaniach nareszcie doszła do mnie VIB'owa paczka z Sephory. Trochę zaszalałam, ale w końcu nie mogłam przepuścić -20%, które zdarzają się u nas dwa razy do roku... No nie mogłam i koniec.





A to gościło na mojej twarzy w weekend. W subskrypcji MyGlam znalazłam w tym miesiącu maskarę firmy Em by Michelle Phan. Od samego początku byłam nastawiona bardzo sceptycznie do jej kosmetyków - chyba niesłusznie... Maskara naprawdę daje radę! Więcej na ten temat niebawem...






Zdjęcie zdjęcia na monitorze komputera. Jedna migawka z sesji z Amy... Bez obróbki, bez niczego... Tak po prostu... Ta dziewczyna umie fruwać!





Last but not least - Mia w towarzystwie mojej wczorajszej zdobyczy. Od dawna potrzebowałam normalnej, porządnie wykonanej, czarnej, prostej, małej, skórzanej torebki. Choć na ogół nie przepadam za twórczością marki Michael Korrs, ten egzemplarz szczerze mnie oczarował... Mię chyba trochę mniej, bo nawet się nim specjalnie nie zainteresowała - i całe szczęście!





A Wam, jak minął tydzień?


Ocalona...

$
0
0
... czyli post na tzw. "spontanie". O produkcie, który jakiś czas temu kupiłam sama nie wiem dlaczego i po co, a który wczoraj w nocy uratował mi zarówno nogi, jak i dobry humor.


Poznajcie Vaseline Spray & Go!


Moja skóra, zarówno na twarzy, jak i ciele, to temat na dysertację. Jedną z jej głównych "przypadłości" jest kompletnie nieprzewidywalny "szalej" po depilacji. Dotyczy to szczególnie nóg, które raz na jakiś czas (nie zawsze!), parę lub paręnaście dni po usunięciu niechcianego owłosienia zaczynają mnie tak okrutnie swędzieć, że w afekcie zdarza mi się zadrapać je do krwi... Skutki takich "napadów" są mało przyjemne - zarówno pod względem wizualnym, jak i czysto empirycznym...  :/ Rozmawiałam nawet na ten temat z lekarzem, który (jakżeby inaczej) stwierdził, że "tak już mam" i może mi przepisać antybiotyk (to ten sam od Roaccutane, pamiętacie?). Podziękowałam.

Do tej pory nie wiem, co jest przyczyną takiego a nie innego stanu rzeczy. Staram się regularnie nawilżać, kremować, balsamować, złuszczać, chuchać, dmuchać... a wciąż bywa różnie. I nie pomagają żadne hydrokortyzony bez recepty, a takimi na receptę wolałabym się nie szprycować.

Tak czy siak - wczoraj wieczorem miałam właśnie taki ostry atak. Pognałam więc do łazienki w poszukiwaniu jakiegoś balsamu, coś co by chociaż trochę ulżyło mojej palącej skórze. I przypomniałam sobie o kupionym kompletnie "z czapy" sprayu z Vaseline. Męska decyzja - ryzykuję. I... ulga!



Spray zaskoczył mnie zarówno konsystencją (jest rzadka, praktycznie półpłynna), delikatnym efektem chłodzącym (to właśnie on przyniósł mi największą ulgę), jak i *natychmiastowym* wchłanianiem. Dosłownie kilka sekund od aplikacji mogłam śmiało wskakiwać w piżamę! W dodatku efekt był niemalże natychmiastowy.


Vaseline Spray & Go Moisturizer nie zastąpi raczej balsamów czy maseł (stopień nawilżenia jaki oferuje jest jednak znacznie niższy), ale na sytuacje kryzysowe jest po prostu *idealny*. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego produktu i będę po niego sięgać z prawdziwą przyjemnością.

Skład:



Czy marka Vaseline jest dostępna poza USA? Dajcie znać!


Pytanie dnia...

$
0
0
... które wiedziałam, że prędzej czy później się pojawi - to była tylko kwestia czasu :D


Dużo. Dla większości z Was będzie to nawet *bardzo* dużo. Ale mam ku temu powody.


Odkąd zaczęłam się malować, podkłady zawsze były moją największą słabością. Mam za sobą czasy, gdy moja cera wyglądała tak fatalnie, że jedynie "przyszpachlowana" czułam się jak człowiek (kwestia, czy było to dla mnie dobre, czy wręcz przeciwnie to już zupełnie osobna sprawa). Obecnie nie mam już problemu z hasaniem bez makijażu, co i tak nie zmienia faktu, że najzwyczajniej w świecie lubię mieć na twarzy dobry podkład, puder i róż.

Moja cera jest teoretycznie tłusta, jednak zmienia swoje podkładowe upodobania w zależności od pory roku, strefy klimatycznej i serwowanej jej pielęgnacji. Poza tym ma swoje lepsze i gorsze dni, w związku z czym lubię mieć do dyspozycji podkład na każdą możliwą okazję. W mojej "kolekcji" znajdziecie tym samym zarówno fluidy mocno kryjące, jak i kremy tonujące, specyfiki matujące, jak i rozświetlające... lubię mieć wybór. A pod względem kosmetycznym mało rzeczy jest w stanie popsuć mi humor bardziej niż źle wyglądający podkład!  

Last but not least - jestem blogerką i podchodzę do tego, co robię z ogromną pasją (która odbija się rykoszetem po portfelu lol). Intrygują mnie wszelkie nowinki, czuję silną wewnętrzną potrzebę poznawania wszystkiego, czego jeszcze nie znam, a co ma potencjał mnie/Was/nas zainteresować ;)  Kupuję, testuję, opisuję... i sprawia mi to radość! W przypadku podkładów nawet dziką :D

A jak wyglądają Wasze półki? Konserwatywnie trzymacie się tego, co znacie i lubicie, czy dajecie się czasem ponieść duchowi podkładowej przygody? Dajcie znać!

Kasia - dziękuję za pytanie!


***

Wasze pytania, wraz z imieniem/nickiem oraz (jeśli macie) linkiem do Waszych blogów przesyłajcie mailem na adres zapytaj.urban@gmail.com. Ważne: ograniczmy się proszę do tematyki kosmetyczno-urodowo-lajfstajlowo-modowej,
zostawiając prywatę na inne okazje. Klimat tego przedsięwzięcia ma być lekki i przyjemny. Tradycyjnie - szanujmy się i bawmy się dobrze! ;) 


Ipsy listopad 2013...

$
0
0
... czyli czas na prezentację koperty z tego miesiąca!


W listopadzie hasłem przewodnim Ipsy było "Glam it up". 
Tradycyjnie, różni ludzie otrzymali różne kosmetyki. I choć generalnie nie mam prawa narzekać, to jednak czuję pewien niedosyt. Dlaczego?




Produkty przyszły zapakowane w złotą kosmetyczkę z różowym zamkiem. Choć pseudo "węża-skórka" nie razi nadmiarem klasy, to bardzo przypadła mi do gustu. Oh well.

W środku znalazłam następujące skarby:


1. Pixi, Beauty Bronzer Subtly Suntouched - czyli, jak sama nazwa wskazuje - bronzer. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, czy jest to produkt pełnowymiarowy, ale biorąc pod uwagę wydajność wszelkiego rodzaju kolorowych pudrów, nie stanowi to dla mnie większej różnicy. Jestem na tak.

2. Em by Michelle Phan, Lash Gallery Dramatic Volume Mascara w kolorze Brown - absolutna gwiazda miesiąca. Tusz jest pełnowymiarowy i w dodatku nie-czarny (alleluja!). Jestem zachwycona. Maluję się nim już od paru dni - recenzja niebawem.

3. Nailtini w odcieniu Champagne - czyli jedna z najbardziej dziadowskich marek lakierów do paznokci na amerykańskim rynku. Do pełnego krycia potrzebują miliona warstw, po nałożeniu których oczywiście nie mają jak wyschnąć. Szajs. To już drugi odcień Nailtini wrzucony do ipsy w tym roku - mam nadzieję, że ostatni.

4. Bh Cosmetics, Galaxy Chic Baked Eyeshadow w odcieniu Asteroid - czyli wypiekany cień do powiek. Wiem, że wiele z Was lubi kosmetyki tej firmy... ja nie jestem jeszcze do końca przekonana. Zobaczymy.

5. Starlooks, Gem Pencil w odcieniu Topaz - czyli kolejny produkt kolejnej marki, którą ipsy "hojnie" i prawie co miesiąc obdziela wszystkie "myglamerki". Niestety, kosmetyki te najzwyczajniej w świecie nie budzą mojego zaufania, więc nie spieszy mi się, by je testować... Judge me.

6. Be a Bombshell, Lip Crayon, Shameless - czyli modna ostatnio w swojej formie kredka do ust. Sama w sobie ma potencjał, niestety kolor jest bardzo nietrafiony. Powędruje dalej.

I to wszystko. Całkiem tego sporo, skąd więc mój niedosyt, o którym pisałam we wstępie? Otóż grono "myglamowych" szczęśliwców otrzymało w swoich listopadowych kosmetyczkach miniaturkę maski GlamGlow. Jest to już któryś raz z rzędu, gdy "omija mnie" kosmetyk, który kręciłby mnie teoretycznie najbardziej... Poza tym powoli czuję już przesyt tanimi produktami mało znanynych marek. Zaczynam zauważać przerost ilości nad jakością... i średnio mnie to cieszy.

Z drugiej strony - sama maskara Em była warta tych $10... więc nie jest źle.
Z niecierpliwością oczekuję grudnia :)

***

Jeśli mieszkacie na terenie USA i macie ochotę na comiesięczną dawkę kosmetycznych niespodzianek, to na podstawie moich ostatnich doświadczeń serdecznie polecam.
Klikając *tutaj* przeniesiecie się do rejestracji, w wyniku której (ja - Urban W. ;) dostanę punkty, które w rezultacie będę mogła wymienić na jakiś kosmetyczny gadżet.


Maybelline Gilded in Gold Color Tattoos...

$
0
0
... czyli najnowsza limitka Maybelline, na którą polowałam ponad miesiąc... Gdy trafiając w sklepach wiecznie na puste stojaki straciłam już wszelką nadzieję, wczoraj zdarzył się cud. Będąc w CVS zupełnie mimochodem i niechcący podeszłam do stoiska Maybelline i... były! Schowane na tyłach, za odcieniami dostępnymi w regularnej ofercie. Score!


W skład kolekcji Gilded in Gold, oprócz trzech nowych (matowych!) Color Tattoos, wchodzą róże do policzków oraz lakiery do paznokci. Jednak to właśnie "tatuaże" zyskały największy rozgłos w amerykańskiej blogosferze. Ich ceny na ebayu sięgają już nawet $20 za sztukę! Szaleństwo!




Osobiście jestem wielką fanką Maybelline Color Tattoos. Uważam, że jakością dorównują MAC'owym Paint Potom, a ich cena jest znacznie bardziej przyjazna dla portfela. Wypuszczenie neutralnych matów było ze strony Maybelline naprawdę świetnym posunięciem - są idealnym uzupełnieniem regularnej gamy tatuażowych kolorów i moim zdaniem mogłyby śmiało wejść do niej na stałe.


W limitowance Gilded in Gold mamy następujące odcienie:



Just Beige bardziej przypomina mi żółć niż tytułowy beż. W wersji solo raczej nie będzie mi w nim do twarzy, ale podejrzewam, że jako baza pod cienie sprawdzi się idealnie.


Nude Pink to tak naprawdę... brudny beż ;)


Matte Brown to cudowny, ciemny, matowy brąz -  w sam raz do szybkiego "smoky eyes".


Pigmentacja cieni jest obłędna. To, co widzicie na poniższym zdjęciu to dwie cieńkie cienkie warstwy:


Trwałość... wow. Tarłam przedramię energicznie przez dobre 2 minuty i cienie jedynie lekko zbladły... Za moment nakręcę Wam na dowód mały filmik i wrzucę go na Instagram. Dziś wieczorem postaram się też wyczarować jakieś szybkie makijaże, abyście mogły zobaczyć, jak te cienie wyglądają na oku. 


Pierwsze wrażenia - bardzo mocno na tak! Jednak czy warto szaleć i płacić za Color Tattoos na ebayu trzykrotność ich "normalnej" wartości? Hmmm. Myślę, że "appeal" tych  cieni leży właśnie w połączeniu genialnej jakości z niską ceną. Gdy ta wzrasta do poziomu kosmetyków marek z wyższych półek (a nawet je przewyższa!), czyż nie lepiej przejść się do salonu MAC i zainwestować w oryginalnego Paint Pota?

A jak Wy to widzicie?


Maybelline Color Tattoo Nude Pink w akcji...

$
0
0
... jest jeszcze fajniejszy niż przypuszczałam. Z jednej strony zaskoczyła mnie znacznie delikatniejsza niż na swatchu pigmentacja, z drugiej - jest to odcień wręcz stworzony dla mnie.


Pięknie zgrał się z kolorytem cery, a sparowany z najnowszym cieniem Revlon Taupe wyczarował prosty i elegancki makijaż w stylu nude.


Było mi niezmiernie ciężko oddać efekt Nude Pink w pełnej okazałości na zdjęciach. W świetle dziennym (zbliżenia) wygląda nieco chłodniej niż w studyjnym - wynika to z różnic temperatury światła. Stroby ukazały go jednak odrobinę realistyczniej.

Spokojnie, to nie zrolowany cień - to tylko moje zmarchy ;) #starośćnieradość

Jedyne dobre zdjęcie z całej dzisiejszej sesji... szkoda tylko, że praktycznie nie widać na nim cienia lol ;)
Fryzura na oszołoma - obiecuję, że następnym razem się uczeszczę ;*
Udajmy, że nie ma tam tej dziury [that's what she said ;)]

Mam nadzieję, że fotki te wystarczą, abyście mogły wyrobić sobie na jego temat jako-takie zdanie... Ja jestem zachwycona - uwielbiam takie delikatesy!



Urban Nails: OPI Liquid Sand, Kiss Me at Midnight...

$
0
0
... czyli kolejny okaz z "maryjnej" kolekcji. Te z Was, które śledzą mnie na Instagramie, już doskonale wiedzą, co sądzę na jego temat.


Po aplikacji miałam ochotę go zmyć z paznokci w trybie natychmiastowym... jednak zwolniłam. Postanowiłam dać mu jeden dzień, pokazać na "forum" i zapytać, co Wy o nim sądzicie?


Kiss Me at Midnight to błękit, który trochę próbuje być kobaltem. Wypełniony jest pierdyliardem drobinek i srebrnym brokatem. Wykończenie - piaskowe.


Z aplikacją nie było najmniejszego problemu. Do pełnego krycia potrzebowałam 2 warstw.
Zmywanie maryjnych piasków to niestety katorga, którą ułatwić może nam tylko metoda foliowa.


Efekt końcowy - jak jest, niech każdy zobaczy...






Osobiście nad wyraz nie podoba mi się ten kolor. Nie pasuje ani do mojej karnacji, ani osobowości... Jednak podejrzewam, że na odpowiednich dłoniach w odpowiednich okolicznościach ma szansę sprawdzić się wyśmienicie. Niestety, ja się w nim nie czuję nawet w 1/100 tak fajnie jak w Emotions... Dajcie znać, czy byłoby to coś dla Was!


Mam brwi!

$
0
0
... czyli kilka słów o mojej dzisiejszej wizycie w Benefit Brow Bar.


Postanowiłam skusić się na nią z dwóch powodów:

1. Moje brwi od dawna potrzebowały fachowej pomocy.
2. W sobotę lecę do San Francisco na spotkanie z xbebe18 i CatKRM, w związku z czym poczułam silną potrzebę wyglądania jak człowiek (zupełnie, jakby brwi robiły człowieka... oh well, zawsze to jakiś początek ;)

Zadzwoniłam do ULTA, umówiłam się na wizytę, pojechałam i...


... do tej pory w mej głowie rozbrzmiewa pytanie: dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej?!

Po przybyciu na miejsce przywitała mnie konsultantka, z którą omówiłam plan działania i pożądany efekt. Zależało mi, aby nadać moim brwiom kształt i lekko je przyciemnić. Padło na "farbowanie" (vegetable dye w odcieniu "light blonde") i wosk.

Cały zabieg przebiegał w bardzo profesjonalnej i higienicznej atmosferze. Jedyne co bym zmieniła to jego "lokalizację" - sam środek popularnego sklepu jest raczej mało komfortowym miejscem na wyrywanie owłosienia z twarzy... przynajmniej dla mnie. W dodatku nie dość, że miałam widownię w postaci klientek, to co i rusz podchodziły do mnie konsultantki innych marek, aby zobaczyć "jak idzie". Really?!

Nie była to tania impreza. Za kolor+wosk+napiwek zapłaciłam $39...  W każdym razie - co najważniejsze! - jestem bardzo zadowolona z efektu końcowego! Na początku nieco przeraził mnie mój nowy kolor (jest o dobre 2-3 tony ciemniejszy od naturalnego), ale bardzo szbyko się do niego przyzwyczaiłam. W dodatku kształt brwi jest naprawdę piękny - zdecydowanie najlepszy, jaki kiedykolwiek było mi dane posiadać.






Teraz muszę się "tylko" nauczyć, jak utrzymać ten cudowny porządek + umiejętnie go podkreślać i pielęgnować... #będziesiędziało ;) 

A Wy, jak dbacie o swoje brwi? Jakie są Wasze ulubione kosmetyki?

ps. Jeśli Wy również miałyście okazję skorzystać z usług Benefit Brow Bar, koniecznie podzielcie się wrażeniami w komentarzach! Jestem naprawdę ciekawa Waszych doświadczeń!






Zadzieram kiecę...

$
0
0
... i lecę. Do San Francisco, na spotkanie z dwiema blo/vlogerkami, które dzielą mój los mieszkając na obczyźnie. Cieszę się, że nareszcie uda nam się poznać osobiście i spędzić dzień w jednym z najpiękniejszych miast w USA. Xbebe18 i CatKRM - here I come!!!

A do Was wrócę już w niedzielę/poniedziałek (w zależności od strefy czasowej, w jakiej mieszkacie) z relacją z wrażeń i (mam nadzieję) toną zdjęć. A w międzyczasie wszystkich zainteresowanych zapraszam na Instagram... #będziesiędziało :)

San Francisco... [DUŻO ZDJĘĆ!]

$
0
0
... czyli parę migawek z weekendu, który minął zdecydowanie za szybko.



Na samym wstępie - *ogromne* podziękowania dla Pauli (xbebe18) i Kasi (CatKRM). Paula - wybór hotelu to było istne mistrzostwo świata! Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że będzie tak pięknie usytuowany (1). Poza tym muszę Ci powiedzieć, że jesteś świetnym kierowcą (2), a i pokojówka byłaby z Ciebie całkiem całkiem... przynajmniej taki wniosek wysnułam po naszym sobotnio-porannym epizodzie z wózkiem i piórkami (3). Gdyby jego akcja odgrywała się na Manhattanie, spokojnie zawstydziłabyś Jennifer Lopez ;)




Kasia - Twoje #darylosu kompletnie zwaliły mnie z nóg, aż musiałam usiąść (4) *that's what she said ;)*... Poza tym mega szacun za *przecudowne* zdjęcia - ja i mój iPhone chowamy się pod stół. Niesamowicie się cieszę, że udało Ci się do nas dołączyć. Gdyby nie Ty i Twoje "ogarnięcie", to San Francisco byłoby zupełnie inną sytuacją ;)


Były podziękowania - czas na konkrety!
Paula i Kasia zaczęły balangę już w piątek - ja doleciałam do nich w sobotę rano. Po małym tuningu (5, 6, 7) ruszyłyśmy na podbój miasta.




Już sam widok z parkingu zapierał dech w piersiach (8). W ruch poszły aparaty, kamery i telefony (9) ...



Jednym z naszych głównych planów było zobaczyć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, więc zdecydowałyśmy się na 2.5 godzinną przejażdżkę tzw. double-decker tour bus, czyli dwupiętrowym autobusem dla turystów (9).


Jednak najpierw postanowiłyśmy coś zjeść. Wybór padł na pierwszy z brzegu lokal z żywnością "organiczną" i "domowej roboty". Obsługa była w nim tragiczna, ale jedzenie dawało radę. W menu znalazła się nawet jedna paleo-podobna sałatka z grillowanym kurczakiem ;)



Najedzone i napojone wskoczyłyśmy do autobusu. Za jedyne $38/osoby miałyśmy okazję zobaczyć różne dzielnice miasta (m.in. Financial District, Little Italy, China Town, Tenderloin), dowiedzieć się trochę o ich historii, oraz przejechać przez jeden z najsłynniejszych mostów na świecie (Golden Gate)...












Była to naprawdę niezapomniana wycieczka, która upłynęłaby nam znacznie przyjemniej, gdybyśmy się odpowiednio ciepło ubrały... a tak, w połowie Golden Gate z zimna (wiatr!) ja straciłam czucie w twarzy, Paula w rękach, a naszym największym marzeniem były spodnie do snowboardu i kożuch :] Kaśka trzymała się twardo, ale ona jest po prostu ogarnięta i tak ma ;)

Czas upłynął nam zdecydowanie za szybko. Była cała masa śmiechu, smacznych i niesmacznych żartów, docinków (takich z miłości) i rozmów na różne tematy przy różnych poziomach trzeźwości ;) Były samoloty, "paleło", pudry, podkłady i "pilindżki" (diggs :*), ale przede wszystkim i po prostu naprawdę zajebisty i wyluzowany klimat. Pełen restart mózgu. #kocham


Koniecznie obczajcie boskie zdjęcia Kasi (jakiś miliard razy lepsze niż te moje powyżej) oraz genialne w każdym calu poczucie humoru Pauli (też miliard razy lepsze od mojego ;). A ja tymczasem idę odsypiać to szaleństwo...

Puder tak piękny, że aż "crazy"?!

$
0
0
... czyli "kilka" zdjęć najnowszej Terracotty Guerlain, wchodzącej w skład zimowej kolekcji limitowanej pt. "Crazy Paris".


Guerlain jest jedną z tych marek, które naprawdę potrafią zachwycić formą. Niekiedy zdarza się, że przerasta ona treść... Chociaż ciężko się dziwić, gdy poprzeczka postawiona jest *tak* wysoko...



Generalnie jestem ogromną fanką Terracotty. Odcień 01 Blondes był jednym z moich pierwszych kosmetyków kolorowych i mam do niego przeogromny sentyment (pokazywałam go tutaj). Gdy parę miesięcy temu po raz pierwszy zobaczyłam zajawki jej nowej i limitowanej wersji, wiedziałam, że będzie moja!




O opakowaniu możnaby pisać wiersze. Guerlain naprawdę wie, co robi i robi to fantastycznie. Puzderko wykonane jest z solidnego, pożądnego porządnego, ciężkiego plastiku, a na wieczku widnieje artystycznie ujęty adres najważniejszego i najpiękniejszego butiku Guerlain w Paryżu - 68 Champs Elysees.




Po uchyleniu wieczka, nozdrza uderza subtelny zapach bergamotki, a naszym oczom ukazuje się mozajka mozaika złożona z ciepłych odcieni jasnego brązu i brzoskwini przełamana jaskrawym różem. Istna uczta dla zmysłów.






Zmieszane ze sobą barwy dają na skórze efekt bardzo ciepłego (prawie pomarańczowego), satynowego, jasnego brązera bronzera... Ku mojemu sporemu rozczarowaniu róż nie przebija z niego praktycznie wcale.
 


Moje wrażenia odnośnie odcienia są niestety odwrotnieproporcjonalne do zachwytu nad opakowaniem. A szkoda.
Biorąc pod uwagę wysoką cenę ($68 + tax) na pewno nie będzie to kosmetyk dla każdego. W mojej kolekcji pozostaje na bank, z najzwyklejszego w świecie sentymentu. Fanki jasnych i bardzo ciepłych brązo-brzoskwiń też powinny być zachwycone...

A Wy jesteście? Dajcie znać!

Viewing all 164 articles
Browse latest View live